Lato. Upalne, duszne... W nocy zapowiadano silne burze... Budzę się, ledwie wygrzebuję się z łóżka, zaspana, mokra od ukropu panującego w sypialni na piętrze... Otwieram okno z nadzieją na ruszenie gęstego, gorącego powietrza. Otwieram więc okno, a w moje nozdrza uderza zapach świeżego, odrobinę chłodniejszego poranka. Ulga. Czyli jednak padało!
Znacie to uczucie, kiedy po bezwietrznych, piekielnie gorących dniach w końcu przychodzi orzeźwienie? Ja to uwielbiam! Podobnie jak najnowszą kreację Jean-Claude Ellena Le Jardin de Monsieur Li. To kolejna, bodaj piąta "ogrodowa" kompozycja tego nosa dla marki
Hermēs. Jean-Claude jest fascynującą postacią, nie dalej jak kilka dni temu oglądałam film dokumentalny o powstawaniu perfum, w którym Ellena jest jednym z bohaterów (KLIK). Obok nosów tak słynnych marek jak Chanel czy Dior. A w zasadzie na ich czele. I już nie dziwię się, dlaczego.
Wkoło ogrodów Hermēsa chodziłam od bardzo dawna. Próbowałam, smakowałam, byłam już bliska zakupienia buteleczki "dachowych" Un Jardin sur le Toit jednak coś bliżej nieokreślonego mnie powstrzymywało. A ja po prostu czekałam na ogródek pana Li. Zaczęło się niewinnie, od zamówienia w sklepie online, do którego wybrałam sobie próbkę właśnie tego zapachu. Od pierwszego niucha poczułam, że to będzie miłość. Kilkanaście dni później, kiedy Sephorowy newsletter pojawił się w skrzynce a w nim -20% na cały asortyment - cóż. Żal było nie skorzystać. I tak oto trafiła do mnie moja flacha. Żałuję, że nie wzięłam 100ml. Niewiele jest zapachów, przy których do tego wniosku dochodzę, bo mam butelek perfum (biegnie liczyć) ... ponad 45 więc większe pojemności już dawno przestałam kupować. Jednak dla tego zapachu mogłabym zrobić wyjątek bo tak naprawdę - z ręką na sercu - najchętniej pachniałabym nim bez przerwy...
Rześki, orzeźwiający, wyostrzający zmysły... Te trzy określenia definiują to, co czuję na korku. Jaśmin, cytryna, świeża zielona trawa i cudownie chłodząca zmysły mięta. Pierwszy jest jaśmin, jednak nie jest tępy, suchy, duszący. Jest mokry od deszczu, przesiąknięty zielenią i soczystością cytrusów. Zmysłowy, jednak nie wieczorowy. Następnie rozwojowi aromatu towarzyszy w tle mięta, a to sprawia, że całość jest bardzo lekka, przejrzysta. Według mnie to idealny zapach na letnie dni. Leży na mnie pięknie od samego początku. Po około dwóch godzinach nie czuć już za bardzo cytrusów, zapach robi się przytulny, ciepły, lecz nie zbyt przytłaczający. Nie mam zbyt wprawionego nosa, ale wydaje mi się jakbym w nim czuła słodkość kokosa, soczystość melona ale nadal nie jest to aromat słodki sam w sobie.
To zapach intymny, urzekający. Być może nie poczujecie go przechodząc obok... W duchocie lata nie powali na kolana współpasażerów tramwaju czy metra, tudzież współpracowników, jeśli do pracy jeździcie autem. Ale szepcząc do ukochanego bądźcie pewne, że poczuje ten subtelny aromat. A nawet, jeśli ukochanego jeszcze brak - warto poznać ogrody Pana Li dla samej siebie.
Próbka, którą miałam, wyparowywała ze skóry dość szybko. Jednak woda toaletowa z buteleczki trzyma się zgodnie ze standardem. Nawet wieczorem jeszcze czuję zapach przy skórze, ale najczęściej i tak w trakcie dnia aplikuję je ponownie - because I can :D A także dlatego, że po prostu je uwielbiam! I kompletnie nie rozumiem, dlaczego Sephora zaliczyła te perfumy do działu męskiego... To maksymalnie unisex, jednak dla mnie są one bardzo, bardzo kobiece. Polecam wypróbować!

może się skuszę?
OdpowiedzUsuńhmm ciekawe czy mi by się spodobał ;)
OdpowiedzUsuńMuszę obwąchać bo sporo o nich słyszałam ;)
OdpowiedzUsuńobwąchaj koniecznie :)
UsuńTak go opisałaś, że aż chciałoby się skąpać w tej świeżości. Tym bardziej w gęsty od gorąca wieczór :)
OdpowiedzUsuńJak unisex to ja dziękuję. Opis przepiękny, gorzej, że zapachy tej marki nie trafiają w moje gusta. Jedynie Kelly Caleche zainteresowała mnie na tyle, żeby ją kilka razy przetestować w perfumerii.
OdpowiedzUsuńAga - najdalej unisex... moim zdaniem są ultrakobiece. Zresztą dla mnie nawet ich opakowanie, kartoniki - to nie są typowo męskie perfumy... Z drugiej strony ja czasem używam męskich... Wszystko zależy.
UsuńPolecam Ci je niuchnąć...
Domyślam się, że mi ten zapach by nie podpasował, głównie ze względu na jaśmin, którego nie cierpię. Ale zdjęcia, które zrobiłaś, niesamowicie oddają moje wyobrażenie tego zapachu po przeczytanym opisie - magia! :))
OdpowiedzUsuńdo zapachów ciężko przekonać słowami. Znam jaśmin z wielu zapachów, bywa naprawdę różny. Psik w perfumerii nic nie kosztuje :) Polecam, mimo wszystko :) jako ciekawe doświadczenie.
UsuńMam odlewkę z wizażowych zakupow i na mnie niestety pachnie jak odświeżacz do toalet :(
OdpowiedzUsuńps. cudne foto!
dzięki :)
Usuńoj nie, na mnie w ogóle nie ma takiego problemu a znam zapachy, które bywają tak właśnie "świeże inaczej" na mnie ;) tutaj ani sekundy nie miałam takiego skojarzenia ;)
Ale oczywiście co nos to inaczej :)
Nie znam niestety a zdjęcia rewelacja!
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa jak mi by się spodobały :)
OdpowiedzUsuńTo teraz mnie zaciekawiłas :)
OdpowiedzUsuńciekawa jestem zapachu :)
OdpowiedzUsuńBardzo mnie ciekawi zapach, może się skuszę :)
OdpowiedzUsuńChętnie powącham jak będę w Sephorze :)
OdpowiedzUsuńPolecam spryskać nadgarstki - testowanie nic nie kosztuje, a jednak blotter to nie to samo :)
OdpowiedzUsuńPiękny zapach. Aktualnie mam Un Jardin Sur Le Toit, ale Le Jardin de Monsieur Li również trafi w moje ręce:)
OdpowiedzUsuń