Stali Czytelnicy będą pewnie zdziwieni, bo ostatnia negatywna recenzja na moim blogu pojawiła się... hmm no właściwie to nie wiem czy się w ogóle pojawiło się tutaj kiedyś słowo "bubel". Jak słusznie mawia moja kochana Krzykla - "Uważam, że tak, jak w życiu nic nie jest czarno-białe. To co dla jednego jest bublem, dla innego może być ulubionym kosmetykiem." Dlatego też dzisiaj będziecie świadkami historycznej chwili. Ale jestem wkurzona. Po prostu. Bo nie lubię wyrzucać kasy w błoto. Nawet stosunkowo niewielkiej kasy. A właśnie mi się to zdarzyło :/ Dlatego chciałabym przestrzec tych z Was, którzy mają podobne preferencje do moich przed tym produktem.
Cała seria nowych balsamów do ust z Bielendy przyciąga wzrok. Kolorowe opakowania, obietnica lekkiego koloru przy jednoczesnej wspaniałej pielęgnacji a do tego, "wisienka" na torcie - dosłownie i w przenośni - "cudowny zapach świeżych wiśni". Mamy jeszcze do wyboru wersje "Soczysta Malina" i "Troskliwa Brzoskwinia". Nie, dziękuję, ja już nie skorzystam.
Nie mam uprzedzeń do samej Bielendy - kosmetyki "made in Poland", w dobrych cenach, sama nie używałam od nich zbyt wielu produktów, ale jakoś marka zawsze kojarzyła mi się pozytywnie. Miałam do czynienia z arbuzowym serum i maską algową, ale to serie dla salonów. Dlatego sięgnęłam będąc ostatnio w Rossmannie po ten właśnie produkt do ust - myśląc sobie jak zresztą zwykle w takim przypadku, że doustnych mazideł nigdy za wiele. I że przecież tak trudno jest schrzanić pielęgnujący balsam do ust.
W wygodnej tubce z dzióbkiem (plus dla producenta za dwie formy balsamu, w tubce i słoiczku a'la balsamy Nivea) mamy 10ml produktu. Kosztował mnie w promocji około 6zł, choć szczerze mówiąc, nie dałabym za niego nawet złotówki.
Z tubki wyciskamy malinową, z początku nawet dość zbitą substancję, która w tempie zastraszającym w kontakcie z ciepłą skórą (dłoni, warg) zmienia się w śliską, wazelinowatą, rozlewającą się niemal po ustach maź. Pod tym względem jest nawet bardziej irytująca niż zwykła wazelina za 3zł z kiosku. W zasadzie, patrząc na skład to JEST wazelina...
Jak widzicie na zdjęciach poniżej, kolor jest ale po roztarciu staje się praktycznie niewidoczny. Trzeba by nałożyć tonę tego produktu aby uzyskać jakikolwiek efekt choćby najdelikatniejszego koloru. A uwierzcie mi, już po cieniutkiej warstwie mam wrażenie jakbym posmarowała usta olejem. Więc nie chcę sobie nawet wyobrażać jak czułabym się dokładając kolejne warstwy. brrr.
Coś jeszcze? Aaa właśnie, zapach. Po niuchnięciu samego produktu czuć jakąś kwaśną wiśnię, ale bardziej przypomina mi ona zapach taniej nalewki. Jest jednak tylko przez chwilę wyczuwalny. Ktoś rzekłby - no to chyba dobrze, biorąc pod uwagę powyższe skojarzenie? Nie do końca, bowiem po kilku sekundach produkt po prostu śmierdzi. Olejem? Nie wiem jak to określić. Smak - nie polecam próbować. Ogółem z wielkim żalem muszę przyznać, że jestem załamana jakością tego produktu. A przecież chyba nietrudno jest zrobić przyzwoity balsam do ust o fajnym zapachu?
Dorzucam Wam zdjęcie składu tego preparatu. Jestem o tyle zdziwiona, że skład jest ciekawy i zawiera rzeczywiście dużo potencjalnie dobrych surowców: olej macadamia, wosk pszczeli, olej ze słodkich migdałów, pantenol... Żadna ze mnie ekspertka, ale te rzeczy powinny nam w teorii "robić dobrze". Tutaj niestety przynajmniej moim ustom nie robią.
Wszelakie balsamy i cała gama produktów do pielęgnacji ust cieszą się ostatnimi czasy wielką popularnością. Bielenda chciała dorzucić swoje trzy grosze... Niestety, jak to mówią "operacja się udała, pacjent zmarł". Smutno mi, bo ja naprawdę nie znoszę pisać negatywnych opinii. Jednak czy balsam do ust ma mieć bajeranckie, kolorowe i apetyczne opakowanie i wygodny aplikator, ale nic poza tym...? Czy raczej opakowanie to rzecz drugorzędna, jeśli zawartość nasze usta pielęgnuje i przyjemnie się nosi? Celowo zostawiam Was z tym pytaniem, dajcie znać co sądzicie o tego typu produktach? Jakich macie faworytów? A może ktoś już spróbował innych wersji (inne smaki, lub te słoiczkowe wariacje na temat) i ma zupełnie odmienne zdanie?

Bardzo nieładnie z Twojej strony, obudziłaś mój ból. ;) Mam w szafce serum arbuzowe i bardzo chciałabym je użyć, ale muszę najpierw zużyć inne kosmetyki. ;-;
OdpowiedzUsuńoj tam oj tam :) serum poczeka :) przecież nie ucieknie :)
UsuńOstatnio szukałam czegoś na moje wysuszone usta i przyglądałam się właśnie tym balsamom dość uważnie, ale jednak postawiłam na Carmex, który chciałam wypróbować :) w sumie dobrze, że tak zrobiłam, bo nieźle bym się przejechała..
OdpowiedzUsuńa jak Carmex? Nie zliczę ile już mam tubek i słoiczków tego specyfiku. Jako jeden z nielicznych świetnie mi robi :)
UsuńCarmex świetnie! <3 jestem zauroczona! Napisałam niedawno o nim notkę właśnie :)
UsuńMiałam ochotę na te balsamy Bielendy, uśmiechały się do mnie w Rossmannie... Teraz będę je omijać szerokim łukiem. Szkoda, że ta wazelina chociaż widocznego koloru nie daje :(.
OdpowiedzUsuńno do mnie też się uśmiechały i kusiły, ze dwa razy sie oparłam... widocznie "coś" dawało mi sygnał, żeby jednak olać... ale koci element duszy zwyciężył... ciekawość :/
UsuńBuble, choćby te najmniejsze zawsze bolą bardziej :-(
OdpowiedzUsuńcelowo nie chcę tego nazywać bublem, bo pojawiło się kilka komentarzy osób, którym zwłaszcza masełka przypadły do gustu. Ja jednak zawiodłam się na całej linii, niestety, poszło do kosza od razu po napisaniu recenzji.
UsuńNie dla wszystkich musi być bee! Ale skoro u Ciebie się nie sprawdziło to dla Ciebie jest bublem! Trzeba rzeczy nazywać po imieniu. Inni lubią lakiery Golden Rose a dla mnie to jest bubel i pomyłka.
Usuńdobrze, ze jednak dziś tego nie kupiłam :/
OdpowiedzUsuńJa niestety nie miałam tyle szczęścia :/
UsuńJa mam masło i też według mnie jest bardzo kiepskie :/
OdpowiedzUsuńa no to widzisz, coś jest na rzeczy :/
UsuńTo już kolejna niepochlebna wersja o tym mazidle, złą sławą cieszą się też ich masełka do ust (niby odpowiedź na te od Nivea). Na szczęście ostatnio omijam drogerie szerokim łukiem i nie zdążyłam wpaść na pomysł jego zakupu :D uff
OdpowiedzUsuńoni całą tą serię chyba wypuścili, jest 6 produktów, trzy masełka i trzy tubki i to jest fajne, że mamy alternatywę dla mazania paluchem po produkcie... ale niestety paskudny zapach i wodnista wazelinowata konsystencja totalnie dyskredytują w moich oczach ten produkt...
UsuńZauważyłam, że owocowe balsamy Bielendy nie cieszą się zbyt dobrą opinią, dlatego omijam je szerokim łukiem, chociaż lubię malinę...
OdpowiedzUsuńja właśnie zastanawiałam się nad maliną, ale w końcu stwierdziłam że jednak wolę ciut ciemniejsze odcienie na ustach :D to mam. a raczej - miałam. ;)
UsuńMiałam dawno dawno temu balsamy do ust w Bielemdy, wersje słoiczkowe bawełnę (?) i aloes chyba. To też były niezłe bubelki, więc na ich serię owocową nawet nie parzę ;) Jak widać słusznie
OdpowiedzUsuńsłoiczkowe balsamy ma świetne Avon, w podobnej cenie co Bielenda, jednak naprawdę działają! Są bogate, kremowe, pielęgnują, natłuszczają - niebo a ziemia.
UsuńJa mam masełko Bielendy brzoskwiniowe i bardzo sobie zachwalam! dużo bardziej lubię niż to Nivea (za którym nie przepadam). Jest lekkie, bardzo nawilżające (ja lubię czuć produkt na ustach i lubię jak mam 'mokre' usta przez długi okres), bardzo ładnie wygląda na ustach, zapach cudowny. Żadnego minusa w nim nie znalazłam! Ale to wiadomo, że zależy od ust i upodobań każdej z nas :)
OdpowiedzUsuńcieszę się, że trafiłaś z zakupem :) dlatego własnie nie chciałabym nazywać rzeczy, które mi nie pasują "bublami". bo zawsze znajdą się osoby, które akurat polubią dany produkt...
UsuńJa widzisz zdecydowanie wolę masełka Nivea :) carmex, smackersy, wiele już gościło u mnie na ustach maziajków ale ta tubka wylądowała w koszu. Przykre :/
W sumie jeśli chodzi o regenerację to tylko i wyłącznie Carmex u mnie działa! Żadne mazidło nie daje takich efektów jak on. Tamte może i fajnie nawilżają, ale tylko na chwilę. :)
UsuńTroskliwa brzoskwinia? O mamo, PRowcy zaszaleli :D
OdpowiedzUsuńten aspekt pominę. :)
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńsouth, skasowałaś swój komentarz?
Usuńbo nie wiem - nic w nim nie było złego, a ja czasem jak korzystam z mojego idiotenaparat to kliknę nie tam gdzie powinnam i teraz nie wiem czy ja przypadkiem nie usunęłam?
dobrze, że zrobiłaś taką recenzję, bo chciałam kupić z tej serii takie masełko wiśniowe, bo coś o nim już słyszałam. Parę groszy zaoszczędzone :D
OdpowiedzUsuńżadna ze mnie wyrocznia bo każdy ma własne preferencje :) ale jeśli ktoś nie przepada za spływającą wazelinowatą konsystencją to nie polecam :)
UsuńWidziałam je w osiedlowej drogerii, dobrze że nie kupiłam.
OdpowiedzUsuńwychodzi na to, że dobrze ;) cieszę się, że chociaż mój zakup nie poszedł na marne :D
UsuńNie kusiły mnie ani trochę, a teraz wiem, że nadal na pewno nie będą. Też nie lubię wydać nawet kilku złotych na bubla.
OdpowiedzUsuńmi niestety widzisz się załącza tryb "muszę kupić" nawet jeśli gdzieś tam w tle miga czerwona lampka... ale może to i dobrze, bo ku przestrodze :)
UsuńMiałam ochotę spróbować właśnie tą wisienkę, ale teraz wiem że po nią nie sięgnę :)
OdpowiedzUsuńszczerze mówiąc, mnie bardziej kusiła brzoskwinia, ale pomyślałam sobie, że jak daje kolor - a mi jest w nude niedobrze - to olewam i kupuję pod kątem odcienia a nie smaku. Pewnie i tamten nie przypadł by mi do gustu, ale nie wypróbuję, szkoda mi nawet tych 6 zł.
UsuńJa ich nie miałam, ale koleżanka kupiła też wiśnie, ale wersję w słoiczku i była równie zniesmaczona co Ty:/
OdpowiedzUsuńno o właśnie... kurczę wiadomo - znajdą się osoby zadowolone, pamiętam zresztą, że "będąc młodą studentką" sama z lubością używałam owocowej wazeliny w słoiczku za 2-3zł. Ale no, to mi już nie wystarcza :( nic nie poradzę..
UsuńMam z tej serii malinowe masełko do ust i akurat jestem z niego bardzo zadowolona ;) Nie wiem jak sprawdziłby się u mnie te balsamy, ale do masełek na pewno będę jeszcze wracać ;)
OdpowiedzUsuńA podkreśla usta?
UsuńInfallibleLifestyle cieszę się, że znalazłaś wśród nich faworyta :)
UsuńPrzeczytałam o nich bardzo niepochlebne opinie już chwilę po tym, jak pojawiły się w sklepach, dlatego nie dałam się skusić, bo miały podobny wydźwięk do Twojej. Szkoda, bo same opakowania są niesamowicie kuszące i gdyby wnętrze było chociaż przyzwoite...
OdpowiedzUsuńdokładnie moja myśl! Gdyby chociaż przyzwoite, nie mówię szał ciał. Ale niestety :/
Usuńżałuję, że przed zakupem nie trafiłam na żadną opinię o nich :/
Troskliwa Brzoskwinia! Dobre ; D
OdpowiedzUsuńJa tam nawet już nie patrzę w stronę balsamów do ust i nigdy nie kupuję nowości z tej kategorii. Nic nie działa u mnie tak świetnie jak Carmex.
hehe :D no wiesz - to trochę jak z piosenkami w sumie - Troskliwa Brzoskwinia brzmi trochę lamersko, ale już Caring Peach całkiem normalnie nie?
UsuńCarmex it is.
Ale mnie jednak od czasu do czasu kuuuusi ;) no znasz mnie :)
Dobrze, że nie kupiłam, bo za 6 zł to ja mogę mieć kilo pierogów z biedry :D
OdpowiedzUsuńTroskliwa brzoskwinia mnie zabiła :D
aaaaaahahahahaha :D
Usuńgenialne :D
w sumie racja. albo paczkę podpasek. albo lakier z essence. itp itd. Na pewno znalazłabym ciekawsze przeznaczenie dla tej szóstki..
Patrzyłam na nie jakiś czas temu, ale powstrzymałam się z zakupem i jak widać, słusznie.
OdpowiedzUsuńja teraz juz jestem bogatsza o doświadczenie ;)
UsuńMiałam te 3 warianty zapachowe :P i każdy z nich ma inną konsystencje mimo, że to ten sam produkt ...
OdpowiedzUsuńNajlepszy to brzoskwiniowy a wiśnia jak bardzo rzadka w porównaniu do niej. Zdecydowałam się jeszcze na masełko i wybrałam wiśniowe - o tak O bo nie wiedziałam który wybrać. Masełko ma kolor bardziej intensywny od balsamu ale i tak w odczuciu na ustach jak wazelina :P
wiesz, pewnie rzeczywiście tak jest jak piszesz... ale nie zamierzam się przekonywać :)
UsuńPrzyznam, że wyglądały bardzo kusząco. Ja jestem wierna Carmexowi, kuszą mnie jeszcze pomadki z Rossmana, nie wiem jaka to firma, ale są o zapachu winogrona i arbuza. I ta arbuzowa mnie kusi ;) Mimo wszystko raczej bardzo nie eksperymentuję z balsamami do ust i wychodzi mi to na dobre. Szkoda, że z niego taki bubelek..
OdpowiedzUsuńszkoda, bo wizualnie jest świetnie dopracowany...
UsuńTo jesteśmy Team Carmex widzę. :)
Na szczęście ich nie miałam.
OdpowiedzUsuńw moim odczuciu dużo nie straciłaś ;)
UsuńNa mnie podobne, negatywne wrażenie zrobiło masełko z Nivea. Tle, że pięknie pachniało. Ale zupełnie nie działało. Obecnie używam na zmianę masełka z Bomb Cosmetics i masełka z Avon, które spisuje się całkiem nieźle, choć spodziewałam się czegoś lepszego. Nadal szukam ideału :)
OdpowiedzUsuńa jakie Kasiu jest to masełko z Bomb? Którą masz wersję? miałam ostatnio je w koszyku przy zakupach, ale koniec końców zdecydowałam się na coś innego...Wiesz, być może, gdyby to pachniało równie dobrze co masełka z Nivea to nie byłoby jeszcze tak wielkiej tragedii... Ale tutaj mamy zapach delikatnie mówiąc mało zachęcający, trąci olejem - no dziwne generalnie :/
UsuńMam malinowa w sloiczku i bardzo lubie zapach i smak... ale nic nie robi z ustami i mam wrazenie ze na ustach mam wode;)
OdpowiedzUsuńto ja nie wiem już o co chodzi... moje zajeżdżało wręcz olejem lekko zjełczałym :/
Usuńkażdy bubel, bez względu na cenę, boli tak samo. Najbardziej, jeśli zupełnie nie spodziewamy się tragedii. Więc doskonale Cię rozumiem :( ja już płaczę, że moje ulubione mazidło dobija dna I CO DALEJ?! Jak żyć jak na świecie tyle bubli :(
OdpowiedzUsuńjakie masz to ulubione mazidło? :)
Usuńno niestety, wiesz, są pewne rzeczy które jeszcze choć jednym aspektem się bronią. Np. pachną niezbyt, ale działają rewelacyjnie (dla mnie Carmex, choć po latach już bardzo do zapachu przywykłam i nawet polubiłam). Albo działają tak sobie ale zapachy są świetne (działanie na 4 a zapachy na 6 mają Smackersy dla mnie np.) A tutaj niestety porażka na obydwu frontach.
All for Eve. Pisałam o nim kiedyś na blogu. Taki trochę wielofunkcyjny balsam, ale do ust - magia. Trochę żałuję, że nie kupiłam na zapas, ale z drugiej strony mam na oku zamiennik. ;)
UsuńWiedziałam, że tak będzie ;) Miałam je ostatnio przygarnąć, głównie ze względu na potencjalne zapachy i jak sama piszesz "mazideł do ust nigdy za wiele", ale tak mi się wydawało, że z pielęgnacją nie będą miały wiele wspólnego :/
OdpowiedzUsuńjak wynika z mojego osobistego doświadczenia, z pięknym zapachem też za wiele wspólnego nie mają :/ tzn moja wersja balsamu w tubce, żeby było jasne :)
UsuńFuuuj i bleeee :/ Wygląda bardzo tłusto i właśnie wazelinowato. Nie lubię takich tłusciochów! A jak koło zmysłowej wiśni nawet nie leżało, to tym bardziej brrrrrr :/
OdpowiedzUsuńwłaśnie wiesz co on jest taki tłusto-wodnisty w ogóle nie rozumiem tej konsystencji, brrr, dokładnie brrrrr :)
UsuńNie lubie smierdzieli, a wazeliny to juz w ogole.
OdpowiedzUsuńjak już pisałam, był taki czas, że nawet i przeciwko wazelinie nie miałam nic. Ale wtedy była ona sprzedawana w kiosku jako WAZELINA w zwykłym słoiczku i kilkunastu wersjach zapachowych które rzeczywiście pachniały. A nie jako "Balsam" do ust. To już jest w ogóle moim zdaniem po prostu wprowadzanie w błąd klienta, bo balsam to balsam, a nie wazelina. :(
UsuńMiałam wersję malinową - niedawno wylądowała w koszu:/
OdpowiedzUsuńpodobnież jak moja wiśniowa...
UsuńSzkoda, nie widziałam ich i nie zwróciły mojej uwagi... Widać czemu :)
OdpowiedzUsuńżadna szkoda, uwierz mi :)
UsuńDobrze wiedzieć, ze go nie kupować !
OdpowiedzUsuńDobrze wiedzieć czego unikać , A mam właśnie lakier który sam jest świetny a zapach ma dokładnie taki jak to określiłaś "taniej nalewki! :D Widać wiśnia w kosmetykach tak ma :)
OdpowiedzUsuńhaha w którym to lakierze się takie cuda dzieją?
UsuńWidziałam je ostatnio w Rossmannie i szczerze mówiąc miałam wrócić po wiśnie, kiedy już wykończę produkty,które posiadam, ale skoro nie warto to będę musiała się rozejrzeć za czymś innym.
OdpowiedzUsuńo niebo lepszy jest carmex, nivea (moim zdaniem choć wiem,że też ma swoich przeciwników), alterra itp. szkoda nerwów na wiśnie..
Usuń