Moja przygoda z Lushem zaczęła się dość dawno temu. Sporo produktów przetestowałam: kilka rzeczy nie zrobiło na mnie większego wrażenia, kilku nie mam jak używać (upośledzona wanna)* ale są i takie, do których z lubością wracam. Jednym z nich jest właśnie Fresh Farmacy.
Zużyłam już kilka (trudno mi zliczyć, myślę że między 6 a 8) kostek tego czyścika i ciągle mi mało! Co jest w nim takiego fantastycznego? Już mówię. Za 4,75 funta (ok 24zł) otrzymujemy 100g różowej kostki, jak dotąd wszystkie moje miały kształt trójkątnego kawałka ciasta (nie wiem czy to matematycznie możliwe? czy kostka mydła musi być kwadratowa??). Wygląda słodko, pachnie jednak dość intensywnie ziołowo. Jest to jednak tak przyjemny, odświeżający i relaksujący aromat, że zapewniam, powinien się podobać nawet najwybredniejszym nosom.
Sam czyścik nie jest tak twardy jak zwykłe mydło, jest kremowy, miękki. Idealnie rozpuszcza się w kontakcie ze skórą. Fresh Farmacy nie pieni się być może zbyt mocno ale ma świetne właściwości oczyszczające. Zawiera w sobie drobniutki pyłek (nie znam się na składach - wyczytałam, że to galman - po drugiej stronie kanału La Manche zwą to calamine) który w ultra delikatny sposób ściera martwy naskórek, więc przy codziennej pielęgnacji tym mydłem zapewniam mojej skórze łagodne złuszczenie. Przy okazji zawarte w mydełku odwary i olejki oprócz tego, że relaksują aromatem, łagodzą podrażnienia naszej skóry. Mam po nim wrażenie, że moja skóra jest idealnie oczyszczona, wręcz "piszczy". Przy tym nie jest mocno wysuszona mimo niesamowicie podobno twardej wody, jaką mam u mnie w mieście (odkamienianie czajnika raz w tygodniu to norma).
Jak jej używam? Jako środkowego kroku w procesie oczyszczania twarzy. Pierwszym jest żel/pianka do demakijażu, później ta kostka, a na końcu od kilku już lat lotion złuszczający Clinique. W podobnej kolejności stosuję też inny całkiem fajny czyścik z Lusha - Coalface. Jednak do Fresh Farmacy wracam zdecydowanie częściej.
Można zastosować ją w zasadzie aż na trzy sposoby. Według uznania. Pierwszy to namydlenie dłoni i takimi dłońmi umycie twarzy. Drugi - i taki stosuję najczęściej - to mydlenie buzi bezpośrednio kostką. Uwielbiam go, bo wtedy intensywniej czujemy ten wspaniały zapach! Trzeci ze sposobów - ciekawy - to rozpuszczenie maleńkiego kawałka kostki (takiego wielkości groszku) w dłoni - uzyskujemy trochę więcej maziastej substancji, którą możemy delikatnie złuszczyć pyszczek. Analogicznie, gdy już zostanie końcówka kostki, taka niewielka, że nieporadnie jest ją stosować, możemy rozkruszyć ją, zalać wodą albo hydrolatem i pozwolić żeby się ładnie rozpuściła. Następnie uzyskaną pastą raz na kilka dni można wymasować twarz. Sądzę, że można by również taką miksturę zostawić na kilka minut, w sumie nie próbowałam tego eksperymentu ale sama siebie zaciekawiłam teraz ;)
Sam czyścik nie jest tak twardy jak zwykłe mydło, jest kremowy, miękki. Idealnie rozpuszcza się w kontakcie ze skórą. Fresh Farmacy nie pieni się być może zbyt mocno ale ma świetne właściwości oczyszczające. Zawiera w sobie drobniutki pyłek (nie znam się na składach - wyczytałam, że to galman - po drugiej stronie kanału La Manche zwą to calamine) który w ultra delikatny sposób ściera martwy naskórek, więc przy codziennej pielęgnacji tym mydłem zapewniam mojej skórze łagodne złuszczenie. Przy okazji zawarte w mydełku odwary i olejki oprócz tego, że relaksują aromatem, łagodzą podrażnienia naszej skóry. Mam po nim wrażenie, że moja skóra jest idealnie oczyszczona, wręcz "piszczy". Przy tym nie jest mocno wysuszona mimo niesamowicie podobno twardej wody, jaką mam u mnie w mieście (odkamienianie czajnika raz w tygodniu to norma).
Jak jej używam? Jako środkowego kroku w procesie oczyszczania twarzy. Pierwszym jest żel/pianka do demakijażu, później ta kostka, a na końcu od kilku już lat lotion złuszczający Clinique. W podobnej kolejności stosuję też inny całkiem fajny czyścik z Lusha - Coalface. Jednak do Fresh Farmacy wracam zdecydowanie częściej.
Można zastosować ją w zasadzie aż na trzy sposoby. Według uznania. Pierwszy to namydlenie dłoni i takimi dłońmi umycie twarzy. Drugi - i taki stosuję najczęściej - to mydlenie buzi bezpośrednio kostką. Uwielbiam go, bo wtedy intensywniej czujemy ten wspaniały zapach! Trzeci ze sposobów - ciekawy - to rozpuszczenie maleńkiego kawałka kostki (takiego wielkości groszku) w dłoni - uzyskujemy trochę więcej maziastej substancji, którą możemy delikatnie złuszczyć pyszczek. Analogicznie, gdy już zostanie końcówka kostki, taka niewielka, że nieporadnie jest ją stosować, możemy rozkruszyć ją, zalać wodą albo hydrolatem i pozwolić żeby się ładnie rozpuściła. Następnie uzyskaną pastą raz na kilka dni można wymasować twarz. Sądzę, że można by również taką miksturę zostawić na kilka minut, w sumie nie próbowałam tego eksperymentu ale sama siebie zaciekawiłam teraz ;)
Każdemu, kto zastanawia się nad tym co wrzucić do Lushowego koszyka polecam tę kostkę. Zawsze można się nią z kimś podzielić, wypróbować. Myślę, że łatwo ją pokochać tak, jak stało się to w moim przypadku.
Kostka na zdjęciach to nie całe 100g - bardzo lubię dzielić je na mniejsze kawałeczki i używać po kolei.
Słówko o składach. Lush nigdzie nie twierdzi, że jest w stu procentach naturalny i organiczny. Jest pro-eko: tworzy opakowania nadające się do recyklingu (nawet wypełniacz w paczkach jest organiczny i biodegradowalny), minimalizuje ilość opakowań, aktywnie walczy przeciwko testowaniu na zwierzakach, wiele ich produktów jest wegańskich, a poza tym szczyci się "ręczną robotą" i wspiera swoich lokalnych przedsiębiorców. Jednak używają oni syntetycznych składników i nigdzie nie piszą, że są w stu procentach naturalni. Pamiętajcie o tym, czytając poniższy skład :)
Skład:
Calamine Powder, Propylene Glycol, Chamomile Decoction, Elderflower Decoction, Rapeseed Oil and Coconut Oil, Sodium Lauryl Sulfate, Sodium Stearate, Sodium Hydroxide, Water, Lavender Oil, Chamomile Blue Oil, Tea Tree Oil, Rose Absolute, Glycerine, Sodium Chloride, EDTA, Tetrasodium Etidronate, *Limonene, *Linalool, Perfume
*upośledzona wanna to taka, w której ciepłej wody (dzięki równie upośledzonej termie) wystarcza na tyle, żeby zamoczyć zaledwie poślady... muszę się kiedyś zabrać za wymianę termy ale cholernie mnie to przeraża... ;)

miałam, razem z CoalFace, ale oddałam bratu, bo ciekła mi woda po palcach :P wróciłam do dwufazy i micela :D
OdpowiedzUsuńbo co??? :D no tak jest chyba z każdym mydłem?? ;)
Usuńi Ty tylko micelem i dwufazą się demakijażujesz? wiem, że to kwestia preferencji i przyzwyczajenia ale czułabym się po tym bardzo niedomyta (oczywiście nie kwestionuję działania, czasem wierzchnią warstwę tapety też zmywam micelem, ale potem ZAWSZE muszę umyć pyska wodą z czymś)
Aż zatęskniłam za Lushem, już dawno nic nie miałam :( Nadrobię przy okazji w Berlinie ;)
OdpowiedzUsuńfajnie jakby Lush był w Polsce, choćby internetowo... aj zazdroszczę wizyty :)
UsuńO kurcze, nigdy nie używałam. Baa, nawet nie słyszałam... Ale mi wstyd...
OdpowiedzUsuńno bo Lusha nie ma w Polsce :/
UsuńBardzo ciekawie odpisałaś ten czyścik :-)
OdpowiedzUsuńNa jak dlugo wystarcza taki kawałek?
Justynko, to trudno oszacować, zależy którym sposobem sie go używa. Takie zwykłe namydlanie twarzy wystarcza spokojnie 100g na jakiś miesiąc - do półtora. zależy jak wcześnie zostanie taka końcówka że się nią będzie ciężko operować - wtedy ona nada się do tego sposobu trzeciego ukruszysz kawałek i rozmoczysz. Ale moim zdaniem miesiąc to spokojniutko, jak nie dłużej.
Usuńna pierwszy rzut oka wygląda jak ser :P
OdpowiedzUsuńhaha a wiesz,że o tym nie pomyślałam :D ale faktycznie!!
UsuńWpisałam na listę.
OdpowiedzUsuńBędę pamiętała przy kolejnych zakupach :)
Powiedz mi jeszcze tylko czy do tłustej skóry ta kostka się nadaje.
OdpowiedzUsuńKochana, nie jestem Ci w stanie na to pytanie odpowiedzieć bo sama posiadam skórę mieszaną w kierunku suchej. myślę, że zawartość choćby rumianku, drzewa herbacianego czy lawendy powinny dobrze robić tłustej skórze... ale nie mnie się o tym wypowiadać...
UsuńPierwszy raz słyszę o upośledzonej wannie ;p
OdpowiedzUsuńmoja jest bardzo nie teges... :/
UsuńOsobiście wolę i w użyciu mam drugą kostkę Coalface z racji do tendencji do wyprysków. Swoją kostkę zawsze kroję na dwie części i mydlę bezpośrednio na twarz jak Ty :)
OdpowiedzUsuń:)
Usuńcoalface też jest fajna, ale mnie jednak bardziej do FF ciągnie :)
Używałam jej przez jakiś czas i też bardzo lubiłam.. To jedno z moich ulubionych mydełek do twarzy razem z CoalFace..
OdpowiedzUsuń:) one są obie spoko.
UsuńJa tam jestem wierna mydłu Aleppo, mam po nim dużo ładniejszą buzię.
OdpowiedzUsuńnie próbowałam. U mnie bardzo fajnie działa też zwykły szary biały jeleń ;) ale bywa, że mam przesyt.
UsuńKiedyś go wyprobuje ;)
OdpowiedzUsuńChyba dorzucę ten czyścik do listy zakupów :D
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawią mnie produkty lusha :))
OdpowiedzUsuńsą bardzo fajne. Uwielbiam wręcz ich żele pod prysznic. są niesamowicie wydajne, nie przesuszają skóry, rewelacyjnie pachną.
UsuńPrzyznam szczerze, że ogromnie mnie zaciekawiłaś tym opisem. Jakoś z Lushem mi nie po drodze :-) , ale jak będę miała okazję to przynajmniej już będę wiedziała co zamawiać. Ciągle szukam czyścika idealnego, jestem w trakcie testowania fajnej rzeczy, która sprawdza się jak na razie wyśmienicie.
OdpowiedzUsuńa co testujesz?
Usuńja Lusha bardzo lubię choć przez upośledzoną wannę omija mnie mnóstwo ciekawostek...
Pisałam Ci wczoraj na FB. Nowe ,azjatyckie zabawki :-) Koniecznie musisz rehabilitować wannę, tyle przyjemności Cie omija :-)
Usuńmoże i ja bym się skusiła, ale czy nie będzie on za mocny dla mojej wrażliwej cery :)
OdpowiedzUsuńnie powinien być ale najlepiej kupić, choćby kawaleczek na 2-3 osoby sie podzielić i wypróbować... :)
UsuńOgólnie nie przepadam za używaniem mydełek akurat do twarzy, ale o tym słyszałam już tyle dobrego, że bym się skusiła ;)
OdpowiedzUsuńŚwietna recenzja, ja ostatnio polubiłam czyściki w pudełkach "Bare..." i "Aqua Marina" - uwielbiam ten zapach gloniasy :)
OdpowiedzUsuńNo i moja cera go polubiła , zaczerwienienia znikają więc jestem happy :)
Następnym razem pokuszę się na twoją propozycję bo nie miałam jeszcze tego cudaka.
no zapach gloniasty był dobry :D
Usuńale mi Aqua średnio podeszla pod względem czyszczenia :/ za to lubię bardzo oprócz FF jeszcze coalface i dark Angels :)
najważniejsze to znaleźć coś co nam pasuje :)
Niestety nie mam dostępu do produktów Lush :( a baaardzo bym chciała ;P
OdpowiedzUsuńmożna je zamówić na angielskiej stronie, wiem też że czasem blogerki lub wizażanki (lub jedno i drugie) organizują wspólne zamówienia, dzieląc się kosztami wysyłki - każdy ma wtedy ciut taniej, niż gdyby zamawiał sam :)
UsuńMiałam i lubiłam :)
OdpowiedzUsuńtakiego czyścika to ja bym mogła mieć :)
OdpowiedzUsuńLubie go, choć wolę Angels. Na ten przechodzę, gdy coś mi powyłazi na skórze.
OdpowiedzUsuńOj chyba kliknę sobie Lusha jeszcze przed Mikołajkami...
Zawsze jak napadam na LUSHa to dopada mnie kichawa, więc chyba zostaje kupowanie online.
OdpowiedzUsuńahaha serio?? :D
Usuńa ja bym chciała w Polsce Lusha... ehh :)
uwielbiam czyściki do twarzy Lusha, ale do tej pory zużyłam tylko kilkanaście opakowań ich past - Angels on Bare Skin, Herbalism, teraz zabrałam się za świąteczne Let The Good Times Roll i Buche de Noel :) zawsze miałam wrażenie, że FF to takie "zwykłe mydełko do twarzy", więc uznałam, że wypróbuję, jak już mi się pasty znudzą - teraz myślę, że kupię jak tylko skończą mi się pozostałe czyściki :)
OdpowiedzUsuńOoo Buche świetnie pachniał :) ono takie zwykłe wcale nie jest :) no i można też stosować jak inne pasty :) polecam przy okazji wypróbować :)
UsuńHMmm pracuje w LUsh i bardzo mi sie spodobało to ze jako jedna z nielicznych osób potrafisz opisać firmę ;) większość osób które do nas przychodzą myślą ze Lush jest w 100% naturalna, organiczna firma ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie